MÓJ DZIEŃ NA 100%
Jakiś czas temu spotkałam się z moją znajomą. Opowiadałam jej o pracy, projektach, blogu, o nauce języka, co się u nas dzieje i jakie mamy plany. Na końcu zadała mi jedno pytanie: Ola, ale kiedy znajdujesz na to wszystko czas?
Rzeczywiście jest tego dużo: zarówno praca, blog, prowadzenie domu, czas dla najbliższych i moment dla siebie wymagają dobrej organizacji, ale wszystko jest do ogarnięcia. Kiedyś byłam mistrzynią w rozciąganiu czasu pracy, która potrafiła mi zająć cały dzień i pół nocy, a wciąż końca nie było widać. Byłam ciągle w niedoczasie i ciągle zmęczona bo wtedy oprócz pracy nad projektami, robiłam milion innych rzeczy, mniej lub bardziej „ważnych”.
Dzisiaj jest zupełnie inaczej a to, co najmocniej wpłynęło na moją jakość pracy to ustalenie priorytetów – to wokół nich zaczęłam układać zadania do zrealizowania. Nie pozwalam by przypadkowe zdarzenia zżerały mój czas, odsuwam od siebie wszelkie rozpraszacze.
JAK ZATEM WYGLĄDA DZIEŃ NA 100%?
WIECZÓR POPRZEDNIEGO DNIA
To jest moment kiedy zamykam kalendarz, rzucam okiem na kolejny dzień i upewniam się że mam plan na jutro. Zazwyczaj wyznaczam sobie 2-3 najważniejsze zadania do zrobienia, nie więcej, bo wiem że i tak ich nie zrealizuję. Jeśli na następny dzień na rano mam umówione spotkanie, to na drugą część dnia planuję mniejsze tematy. Nauczyłam się, że nie mogę porywać się z motyką na słońce, zwłaszcza że mój dzień pracy to raptem 6 godzin, bo tyle czasu Lili jest w przedszkolu.
PORANEK
Budzę się o 6:30, szybka toaleta, ubranie (które przygotowuję poprzedniego dnia) i śniadanie. Od kilku miesięcy na śniadanie jem kaszę jaglaną, którą wcześniej gotuję na 3 – 4 dni do przodu. Rano wystarczy że ją podgrzeję, dodam owoce, cynamon i mam solidny posiłek na kilka godzin.
O 7:00 budzę Lili, szykuję ją do przedszkola i wsiadamy w samochód. O 8:00 rozstajemy się na korytarzu – ona idzie do sali a ja wracam do domu. Ponieważ droga do przedszkola zajmuje mi ok 20min, to zawsze przeznaczam ten czas na naukę języka. Codziennie w drodze powrotnej słucham podcastu Coffee Berak German, każdą z lekcji po kilka razy, w zależności od ilości nowych słówek do zapamiętania. Jadąc autem, powtarzam na głos zdania i frazy, więc jeśli gdzieś mijacie mnie w trasie, to zapewne widzieliście jak gadam do siebie 🙂
NAJWAŻNIEJSZE ZADANIA
Około 8:30 jestem już w domu, całkowicie ignoruję stan naszej kuchni i reszty – nie ma znaczenia czy jest porządek czy chaos. Od razu siadam do biurka, na którym – w przeciwieństwie do domu – musi być idealny porządek. Wyciszam telefon, włączam playlistę lub kanał muzyczny i działam. Nie otwieram skrzynki pocztowej (o ile nie jest mi potrzebna do konkretnego zadania), zapominam o kanałach SM. Wszystko po to, by się skupić na pracy i nic nie wybijało mnie z rytmu.
Zaczynam od listy „przykazań”, które codziennie przepisuję na nową stronę w notesie. Jest to 13 zdań które opisują moje dążenia i cele, to dzięki nim mam w głowie świadomość dlaczego dzisiaj siadam do pracy (bo równie dobrze mogłabym pojechać na kawę do miasta, albo zrobić sobie wolne i oglądać seriale cały dzień, – wszak nie mam szefa nad sobą).
Zaraz po tym, spoglądam w kalendarz i zaczynam pracę nad zadaniami które zapisałam poprzedniego dnia. Pracuję w skupieniu, najczęściej w blokach godzinowych: 1h pracy, 10 min przerwy. Po trzech turach około południa, kierują kroki do kuchni na obiad. Nie musze niczego gotować, bo obiad czeka na mnie w lodówce. Odkąd planuję posiłki wyprzedzeniem bardzo usprawniłam kwestie tygodniowego jadłospisu
POPOŁUDNIE
Zaraz po obiedzie wracam do pracy i zajmuję się skrzynką pocztową: każdego dnia spływa kilka, kilkanaście maili na które odpowiadam. Czasami są to pytania od klientów, czasami prośba o wycenę projektu, a czasami reklama. Choć nie stosuje metody inbox-zero, mam panowanie nad wiadomościami.
Zaraz po tym załatwiam wszystkie telefony i oddzwaniam do tych, który próbowali się ze mną skontaktować przed południem. Owszem, jeśli jest coś niecierpiącego zwłoki, to rano załatwiam tę sprawę, ale jeśli może poczekać te 3-4 godziny, to teraz się tym zajmuję.
Jest to również moment w którym wskakuje na FB żeby sprawdzić co się dzieje na fanpage’ach, publikuję posty na IG, jednak staram się by to nie przekroczyło 20-30 minut. Około 14:30 wstaję od komputera i jadę do przedszkola po Lili. Po drodze znowu słucham podcastu: wracam do porannej lekcji językowej albo odsłuchuję ulubione audycje.
TRYB „DOM”
O 15:00 odbieram Lili z przedszkola, jeśli potrzebuję, to po drodze zatrzymujemy się w sklepie. Wracamy do domu i od teraz jest nasz czas: bawimy się, razem robimy obiad na kolejne dni, rysujemy, czytamy, układamy klocki… Telefon zostawiam na biurku w pracowni, tak by nie było go w zasięgu wzroku i przestawiam się na tryb „dom”.
Kiedy M. wraca do domu „urywam się” na pół godziny do sypialni i ćwiczę. Ostatnio odkryłam kanał Lottie Murphy i razem z nią ćwiczę pilates, tym bardziej że okres zimowy lekko rozleniwił mnie w kwestii fitnessu. Z wiosną wrócę do mocniejszych treningów z Ewą Ch. bo dobrze na mnie działają 🙂
WIECZÓR
Po położeniu Lili spać, wracam na moment do biurka, jeśli nie zdążyłam go posprzątać po całym dniu, robię to teraz. Zaglądam w kalendarz i wpisuję plan na kolejny dzień.
Są wieczory kiedy biorę komputer do łóżka – nie pracuję, szukam nowych blogów, czytam te ulubione, przeglądam inspiracje na Pinterest. Niektóre wieczory spędzam z M. na sofie oglądając serial lub film, a jeszcze inne w łóżku z książką. Wszytko zależy od tego, na co aktualnie mam ochotę.
Każdego tygodnia przeznaczam sobie jeden dzień (najczęściej piątek) na pracę nad blogiem i sobą. Zastanawiam się jakie działania mogę podjąć aby usprawnić pracę, wymyślam nowe tematy wpisów, szukam inspiracji albo robię zdjęcia do zaplanowanych postów.
NIEDOCZAS
Zdarzają się dni, kiedy mimo wszystko nadal brakuje mi czasu. Wtedy robię 2 rzeczy: planuję pobudkę wcześniej kolejnego dnia, o 5:00 tak by wykorzystać te 2 godziny do pobudki Lili oraz rezygnuję z jakiegoś innego zadania (takiego, który w perspektywie czasu nie przyniesie żadnej szkody). Wiem że siły i możliwości są ograniczone, zmęczenie prędzej czy później przyjdzie. Dobra organizacja dnia, to nie tylko dokładanie sobie kolejnych zadań i bieganie z check-listą, ale również świadoma rezygnacja z tych mniej istotnych rzeczy.
Tak wygląda większość moich dni pracy, mając do dyspozycji około 30 godzin tygodniowo, staram się z nich wycisnąć każdą minutę. To wpływa na moją produktywność, dobre samopoczucie, moc sprawczą oraz poczucie dobrze wykorzystanego czasu.
I COŚ JESZCZE…
Są dni kiedy mimo planu wszystko się wysypuje – bo musze jechać na budowę, lub coś załatwić na drugim końcu miasta, lub gdy Lili budzi się gorączką i nie idzie do przedszkola. Są też dni gdy sama nie czuję się na siłach by pracować. Wtedy z czystym sumieniem pozwalam sobie na taki wolny dzień, ale tylko dlatego że pozostałe mam dobrze zaplanowane. Sporadyczne „wysypanie się” nie przyniesie większej katastrofy.
To jak teraz wygląda mój dzień, jest zbiorem wskazówek i pomysłów jakie znalazłam na blogu Oli Budzyńskiej Pani Swojego Czasu, nauczyłam się podczas kursu u Bartka Popiela Liczy Się Wynik i usłyszałam w podcastach Michała Szafrańskiego Jak Oszczędzać Pieniądze. Te wskazówki dopasowałam do siebie i swojego dnia. Przede wszystkim zaczęłam mocniej zwracać uwagę na to co jest dla mnie ważne i przestałam pozwalać innym decydować o moim czasie. A co najważniejsze, zaczęłam pracować startując od najważniejszych zdań, dzięki którym sprawniej zamykam kolejny etap, realizuję projekt i dążę do punktu w którym chcę się znaleźć.
Bez zbędnych rozproszeń.
Wszystkie zdjęcia do wpisu zrobiła Ania Ulanicka