Hej, przecież jesteś mamą!
Tymi słowami zwróciła się do mnie moja koleżanka, kiedy jakiś czas temu żaliłam jej się na mój rozwój zawodowy… a raczej jego brak. Obserwując siebie i porównując się (niestety!) do innych twórców i przedsiębiorców, zorientowałam się że od pewnego czasu praktycznie stoję w miejscu.
Nie poszerzam swojej wiedzy biznesowej, sporadycznie uczestniczę w szkoleniach (nawet tych online), nie tworzę regularnie nowych ciekawych treści na swoje media społecznościowe, ani tym bardziej nie jestem zbyt aktywna w grupach tematycznych. Niewiele „wypuszczam” nowych projektów, a tym samym nie mam odświeżonego portfolio na mojej stronie.
Ale.
Jestem mamą dwójki dzieci: 8-letniej Liliany i 2-letniego Filipa, i co tu dużo mówić, moja uwaga jest w mocnym stopniu skoncentrowana właśnie na nich. Owszem pracuję, ale czasu na pracę i rozwój zawodowy nie mam tyle, ile miałam choćby 3-4 lata temu. Dzisiaj jest zupełnie inaczej.
Czas który mam zmusza mnie nie tylko do ograniczenia zadań i wybierania tych naprawdę najważniejszych, ale także do bardzo skrupulatnego planowania każdego dnia. Bo tak naprawdę nigdy nie wiem, czy następnego dnia usiądę do biurka i będę mogła pracować, czy jednak zostanę z dzieckiem w domu. Więc jeśli moje dzieci są w placówkach oświatowych, to chcę mieć pewność, że czas który poświęcam na pracę, jest naprawdę dobrze wykorzystany.
JAK PLANUJĘ DZIEŃ PRACY, CZYLI ODPUSZCZAM SOBIE SPONTAN
Odkąd jestem mamą dwójki dzieci, to wiem jedno: moje dni są tak nieprzewidywalne jak pogoda w Tatrach. Mając tę świadomość, dbam o to, aby każdy dzień roboczy był bardzo dobrze zaplanowany. Brzmi jak nonsens, ale właśnie najważniejsze przy prowadzeniu swojego biznesu i byciu mamą, jest ciągłe decydowanie czym się będę zajmować, a co odrzucę. Bo to co chciałabym zrobić, a to, co realnie mogę, to dwie różne bajki.
Planowanie każdego następnego dnia i przygotowanie listy kluczowych zadań zarówno w obszarze zawodowym jak i prywatnym, pozwala mi na popychanie spraw do przodu, nawet jeśli to są babysteps. Kiedy mam czas pracy, a przypada to w tygodniu pomiędzy 9:00 a 14:30, to pilnuję aby skupiać się na tych zadaniach, które są dla mnie najważniejsze. Co to oznacza w praktyce? Przede wszystkim wybieranie jeszcze poprzedniego dnia jednego, góra dwóch najważniejszych zadań, i wpisania ich w kalendarz. Tym samym kiedy rano wracam do domu po rozwiezieniu dzieci do szkoły i żłobka, bez zastanawiania startuję z pracą. Wyciszam telefon, zamykam program pocztowy i działam. Po godzinie 13:00, kiedy mi zostaje ostatnie półtorej godziny pracy, poświęcam czas na drobniejsze sprawy, które pojawiają się każdego dnia: odpowiadam na telefony i maile, płacę rachunki, itp.
Już dawno temu pogodziłam się z myślą, że zapominam o spontanicznym dniu wolnym. Owszem, chciałabym kiedyś obudzić się rano, i stwierdzić że dzisiaj leżę do góry brzuchem, ale prawda jest taka, że nigdy nie wiem, co wydarzy się kolejnego dnia: czy jedno z dzieci nie dostanie kataru albo gorączki, co w konsekwencji uziemi mnie na kolejne dni.
Dlatego jeśli moje dzieci są w placówkach oświatowych, a ja miałam już wcześniej zaplanowaną pracę – pracuję. Ale jeśli planuję dzień wolny, to wpisuję go do kalendarza dużo wcześniej, mając pewność, że moje projekty będą „zaopiekowane”.
PRACA KIEDY DZIECI CHORUJĄ, CZYLI ZUPEŁNIE INNA ORGANIZACJA DNIA
Wiadomo, małe dzieci chorują dość często, szczególnie wtedy kiedy są już w żłobku czy przedszkolu. Nawet niegroźny katar, jest wystarczającym powodem by zostać domu. W takich sytacjach, kiedy mam malucha w domu, organizacja mojej pracy sprowadza się do wybrania esencji z kluczowych zadań, które miałam zaplanowane na ten dzień. Może to być jeden telefon do inwestora, lub wysłanie maila z informacją niecierpiącą zwłoki. I to wszystko. Staram się w tych pierwszych dniach choroby dziecka, odpuścić sobie dalszą pracę i być mamą.
Kiedy choroba trwa dłużej, a ja wiem że nie mogę pozwolić by projekty były odłożone na bok, uruchamiam tryb wieczorny. W praktyce oznacza to pracę w godzinach od 17:00 do późnego wieczora, kiedy mój mąż jest już w domu. Czas mojej pracy jest zależny od wymagań danego projektu, oraz moich sił.
Ostatnio razem z M. uznaliśmy że trzeba to zmienić, bo bardzo ciężko pracuje mi się wieczorami, kiedy jestem już zmęczona po całym dniu. Uzgodniliśmy że będziemy dzielić się opieką nad chorymi dziećmi. Kiedy M. będzie mógł wziąć opiekę, ja będę pracować, i odwrotnie. Tym samym będziemy się dzielić czasem spędzonym w domu, tak aby nasze prace były kontynuowane, choć w mniejszym stopniu.
ELASTYCZNOŚĆ, ZROZUMIENIE I SPOKOJNE MYSLI
Te słowa są zawsze w mojej głowie kiedy jestem w domu z dziećmi. Elastyczność pozwala mi lekko naginać moje zasady dotyczące czasu pracy, a także pory dnia w której pracuję. Późny wieczór, czy popołudniowa drzemka mojego syna, okazuje się całkiem dobrym momentem na pracę, choć w „normalnych” warunkach, nawet nie przeszłaby mi przez myśl.
Po drugie zrozumienie. Ja naprawdę mam wspaniałych klientów, więc jeśli dzieje się sytuacja niezależna ode mnie, jak choroba dziecka, to wiem, że mogę na parę dni wyłączyć się z pracy. Bez wyrzutów sumienia i nieprzyjemnych sytuacji.
I wreszcie spokojne myśli, które bardzo mocno pielęgnuję, szczególnie wtedy, kiedy pojawiają się w mojej głowie głosy, że moje nieobecność w pracy i opóźnienie w projekcie, spowodują katastrofę.
Nie spowodują, wszystko jest jak najbardziej okej.
CZEGO SOBIE ŻYCZĘ POD CHOINKĘ?
Zdjęcia które tutaj dodałam, zrobiliśmy w miniony weekend. Za niecałe dwa tygodnie są Święta Bożego Narodzenia, i jedyne czego sobie życzę pod choinkę, to więcej czasu. Bo wiem, że mając go, jestem w stanie góry przenosić.
I Tobie również tego życzę.
Ściskam świątecznie, Ola.
P.S. O pracy w czasie ciąży oraz na urlopie macierzyńskim powstał osobny wpis, możesz go przeczytać TUTAJ