7 lekcji życia
Wczoraj miałam urodziny, skończyłam 35 lat. Jeszcze kilka lat temu, wiek z trójką z przodu, był dla mnie synonimem nudnej dorosłości. Dzisiaj wiem, że jestem w najlepszym z możliwych momentów swojego życia i z pewnością nie cofnęłabym się kilka lat wstecz. Jestem mądrzejsza o wiele doświadczeń, mam pewność siebie której jeszcze jakiś czas temu mi brakowało, i przede wszystkim czuję, że jeszcze sporo wspaniałych rzeczy przede mną.
Miesiąc temu słuchałam podcastu Marcina Iwucia, który opowiedział o 10 życiowych poradach 40-latka. To skłoniło mnie do refleksji i zastanowienia się nad tym, co ja już zdążyłam „wynieść” z mojego 35-letniego doświadczenia. Tym samym powstała lista 7 lekcji życia, które sprawdziły się u mnie, i o których chciałabym Wam dzisiaj opowiedzieć.
#1. Próbuj!
Zanim poszłam do pierwszej klasy szkoły podstawowej, widziałam siebie w roli: nauczycielki, pani z biura albo sprzedawczyni w sklepie. Wtedy gdy miałam kilka lat, to była moja wymarzona praca i widziałam siebie w każdej z nich. Codzienne zabawy z siostrą utwierdzały mnie w przekonaniu o słuszności swojego wyboru.
W czwartej klasie szkoły podstawowej za moją sugestią, rodzice zapisali mnie do szkoły muzycznej w klasie skrzypiec, a później gitary klasycznej. Moja fascynacja poprzednimi zawodami była już wspomnieniem – teraz liczyła się muzyka: doskonalenie gry na instrumencie, kształcenie słuchu i cały ten muzyczny świat. Moją karierę muzyczną przerwało złamanie prawej ręki podczas wakacji, i pamiętam, że poczułam wtedy, jakby ktoś zdjął mi wielki ciężar z pleców. Bo muzyka klasyczna coraz mniej mnie pociągała.
Kiedy byłam nastolatką i kończyłam szkołę podstawową zakochałam się na zabój w malarstwie. Chodziłam na lekcje rysunku – po skończonej podstawówce widziałam siebie w plastyku. Za namową rodziców do plastyka jednak nie poszłam. Wybrałam liceum ogólnokształcące i klasę matematyczno-fizyczną, bo dobrze się czułam w przedmiotach ścisłych. Maturę zdawałam również z matematyki, bo planowałam studiować kierunki ekonomiczne. Dostałam się na AGH na wydział Marketingu i Zarządzania, który miał być początkiem mojej wymarzonej drogi do kariery.
Na drugim roku myśli zaczęły mi się rozpływać w najróżniejszych kierunkach geograficznych. Zapisałam się na kurs pilota wycieczek, i przepadłam w turystyce. Niedługo później po zdaniu egzaminu na pilota wycieczek zagranicznych i kilku wyjazdach w sezonie wakacyjnym, zorientowałam się że jednak to nie moja bajka.
Zbliżając się do trzeciego roku studiów, przeglądając katalog Ikea, zachwycałam się aranżacjami i stylizacjami wnętrz. Wtedy przyszło mi do głowy, że można połączyć dwie pasje: sztukę i matematykę, czego wynikiem jest architektura wnętrz. Z rozpoczęciem nowego semestru zapisałam się równolegle do dwuletniej Szkoły Projektowania Wnętrz i Przestrzeni. Po pierwszym roku, zrobiłam sobie przerwę bo otrzymałam stypendium w Finlandii, oczywiście na kierunku ekonomicznym. Pod koniec 2005 roku miałam już w ręce dyplom magistra inżyniera ze specjalizacją zarządzanie zasobami ludzkimi, a rok później Szkoły Projektowania Wnętrz. Dokładnie wiedziałam co chcę w życiu robić, i nie miało to już nic wspólnego z ekonomią, ani tym bardziej zarządzaniem ludźmi.
Dzięki temu, że wielokrotnie podejmowałam próbę znalezienia swojej ścieżki, dzisiaj jestem miejscu, w którym chcę być. Mam pracownię projektową, realizuję się w mojej pasji. Wszystko jest dokładnie tak, jak powinno być. Ale nie wiedziałabym tego, gdybym nie spróbowała muzyki, rysunku, turystki, marketingu i w końcu szkoły projektowania wnętrz.
#2. Możesz zmieniać zdanie. Wielokrotnie
Raz podjęta decyzja nie musi obowiązywać do końca świata, zwłaszcza gdy w grę wchodzi nasz rozwój i nasze szczęście! Za każdym razem, kiedy kierowałam swoją uwagę na nowe zainteresowanie, byłam pewna że to jest moja ścieżka i mój pomysł na siebie. Ale często po roku czy dwóch, emocje opadały, a fascynacja topniała wraz z ostatnim zimowym śniegiem. I nie nazwałabym tego słomianym zapałem, tylko możliwością sprawdzenia się w danej dziedzinie.
Nie wiem dlaczego, pewne osoby lubią wytykać i przypominać, że „przecież pół roku mówiłam coś innego”. Tak mówiłam, i właśnie zmieniłam zdanie.
#3. Podejmuj ryzyko
Bo jak inaczej zrobić śmiały krok na przód? Kiedy kończyłam Szkołę Projektowania Wnętrz, to oprócz teorii nie miałam nic. Bałam się pierwszej współpracy z klientem, bo brakowało mi doświadczenia. Ale nie powstrzymało mnie to, przed wystartowaniem po dotację, a za otrzymane pieniądze zakup pierwszego sprzętu do pracy. Nie powstrzymało mnie też przed znalezieniem partnera do współpracy, i przepracowania z nim 5 lat. Bo pragnienie realizacji siebie i swoich marzeń, oraz możliwość upustu swoim wnętrzarskim fascynacjom była silniejsza niż twoarzyszący strach.
#4. Skup myśli i działania wokół tego, do czego śmieje Ci się serce.
Nigdy nie chciałam być w sytuacji, kiedy z braku możliwości, chęci i motywacji tkwię w miejscu w którym nie chcę być. Gdy pracuję tam, gdzie muszę, a nie tam gdzie chcę. Wykonuję swoje zadania tylko, dlatego że pod koniec miesiąca dostanę za to wynagrodzenie. Nie, to nie ja.
Moim marzeniem było mieć pracę, która mnie fascynuje, uskrzydla i przede wszystkim rozwija. Stawia wyzwania i daje poczucie spełnienia. Kiedy zaczynałam szkołę projektowania wnętrz (a był to rok 2003), nie zastanawiałam się, jakie są perspektywy w tym biznesie. Czy rynek jest duży, czy konkurencja jest mocna i czy są/będą klienci. Wnętrza mnie tak ogromnie fascynowały, że potrafiłam godzinami oglądać katalogi i magazyny, a w głowie układać swój wymarzony dom i mieć milion pomysłów na niego. Byłam otwarta, pełna inspiracji i motywacji by się uczyć, uczyć i uczyć.
Dzisiaj mam pracownię projektową, za sobą kilkadziesiąt projektów domów i mieszkań, kilka publikacji w prasie branżowej, trzy wygrane konkursy i dwie autorskie kolekcje mebli zrealizowaną z Alicją. I wiem, że nic z tego nie wydarzyłoby się, gdyby wnętrza nie były moją pasją.
#5. Dziel się ze światem tym, co robisz!
Każdy ma w sobie wewnętrznego krytyka i obawy przed pokazaniem się światu. Wiem, bo sama często noszę go w sobie. Co z tego, że napisałaś świetne opowiadanie, skoro od kilku miesięcy jest w szufladzie? Co z tego że malujesz genialne grafiki, skoro jedynym odbiorcą jesteś tym sama? Podziel się ze światem tym co robisz, tym co tworzysz!
Mój blog powstał z właśnie z tej silnej potrzeby – dzielenia się moimi projektami nad którymi pracuję, pokazywania odrobinę naszej codzienności i spełniania się w fotografii, która jest moją kolejną pasją. Świadomość, że mojego bloga czyta kilka tysięcy osób miesięcznie, daje ogromną motywację do dalszej pracy, bo wiem że przynajmniej część z nich, czeka na kolejny wpis.
#7. Myśl nieszablonowo!
Zaskakuj, kreuj i twórz coś, czego jeszcze nie było. Płyń pod prąd i rób inaczej, niż cała reszta!
I dla potwierdzenia przytoczę wpis o naszym domie. Kiedy wybraliśmy projekt naszego domu, z dużą ilością szkła i pustką nad salonem, nikt nie rozumiał naszej decyzji. Również kiedy realizowaliśmy projekt wnętrza, i na parterze w części dziennej pojawiły płytki, w kuchni szafki otwarte a w sypialni ściana ze szkła z białą zasłoną. Były to zupełnie inne rozwiązania, niż te które codziennie oglądałam w sieci czy magazynach wnętrzarskich. Ale to właśnie kilka lat później, projekt wnętrza naszego domu, zdobył trzy pierwsze nagrody w konkursach Homebook, Foorni i Customform, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że warto czasem płynąć pod prąd!
#7. Kochaj swoich najbliższych. Zawsze.
Bo to oni są naszą siłą i wsparciem. Po prostu kochaj!
Bardzo jestem ciekawa Waszych lekcji życia – podzielcie się z nimi w komentarzu!
fot. Alicja Stabrawa