Barcelona i festiwal La Merce

Secesyjne kamieniczki, ulice pełne turystów, ciepły powiew wiatru znad morza. Leniwe spacery, nowe smaki i wieczory przy plaży. Rozstawione sceny w różnych częściach miasta, koncerty i food tracki. Jesteśmy w stolicy Katalonii na festiwalu zakończenia lata. Jesteśmy na La Merce.
Wyjazd do Barcelony był jedną z najlepszych niespodzianek tego roku. Zupełnie nie przypuszczam, że pod koniec lata będziemy spacerować po ulicach stolicy Katalonii. Pamiętacie konkurs Tkmaxx? (po szczegóły zaglądnijcie tutaj Konkurs TKmaxx, Ekskluzywny Menel & Lampa. Po wygranej w II etapie, w którym nagrodą główną był wyjazd na dowolny europejski festiwal, otrzymałam zapytanie: czy już wiesz gdzie chciałabyś pojechać? Odpowiedz brzmiała: nie. I wtedy zaczęłam przeszukiwać internety.
Rozmawiając z M. uznaliśmy że muzyczne festiwale, podczas których mieszka się gdzieś pod sceną w miasteczku namiotowym to już nie nasza bajka, dlatego wzięliśmy pod lupę wydarzenia kulturowe. Zanim dotarliśmy do hiszpańskiego La Merce, znaleźliśmy festiwal cebuli gdzieś we Włoszech (co za abstrakcja!), festiwal wina na Maderze, Oktoberfest w Monachium albo festiwal designu w Londynie (który niesamowicie mnie kusił). Jednak Barcelona wygrała z dwóch powodów – wyjazd był w idealnym dla nas czasie, a z samym miastem mieliśmy mnóstwo dobrych wspomnień, które chcieliśmy odświeżyć.
LOT I HOTEL
Z Krakowa do Barcelony lecieliśmy liniami Lufthansa, z dwugodzinną przesiadką w Monachium. Teraz gdy myślę o czasie spędzonym na lotnisku, dziwię się że nie wyskoczyliśmy na chwilę na Oktoberfest 🙂 W Barcelonie wylądowaliśmy o 11:00 i prosto z lotniska wsiedliśmy w metro, by dojechać do naszego hotelu przy stacji Diagonal. A to co było najlepsze, to fakt że większość dnia była jeszcze przed nami!
ZERKNIJ TEŻ TUTAJ: BARCELONA BABY!
ULICA
Barcelona jest jednym z tych miast, które chce się przejść pieszo, by nie ominąć żadnej ulicy, żadnego zaułku. Przez te 6 dni, sporo kilomentów zrobiliśmy na piechotę, jednak w tylnej kieszeni spodni zawsze mieliśmy w pogotowiu kartę komunikacji miejskiej. Ona, w połączeniu z aplikacją na telefonie pozwalała nam, bezbłędnie poruszać się nie tylko metrem, ale i autobusami. A tym samym lepiej poznać miasto.
W stolicy Katalonii jest mnóstwo do zobaczenia, nawet każda kamienica i każda klatka schodwa (tak, zaglądałam przez okienka drzwi wejściowych do środka) jest warta zachwytu. Nie tylko ze względu na ciekawe formy i ornamety, ale i zjawiskowe balkony. Dobrze znana Casa Batllo, zaprojektowana przez Gaudiego to wizytówka Barcelony (na równi z kościołem Sagrada Familia.)
Wzdłuż deptaku przy La Rambla, toczy się turystyczne życie miasta. Jest to jedna z tych ulic, których nie sposób ominąć podczas pobytu w Barcelonie. Mnóstwo straganów z mniej lub bardziej kiczowatymi pamiątkami, i podobna ilość kawiarenek ze stolikami na ulicy, idealne na poranne espresso i przegląd prasy. Siedząc przy jednym z takich stolików, cudownie obserwuje się ulicę: starszy pan spieszy się do pracy z kubkiem kawy w ręku i gazetą pod pachą, para turystów właśnie wyszła z hotelu by wybrać się na spacer po mieście, a dziewczyna w sportowym stroju biegnie z psem na smyczy, by zaliczyć poranny trening. Uwielbiam takie leniwe przesiadywanie nad filiżanką kawy, obserwowanie mijających nas osób i budowanie w głowie jakiś historii. Sto razy lepsze niż telewizja śniadaniowa.
JEDZENIE
A skoro już mowa o śniadaniu, to te zawsze jedliśmy w hotelu. Oprócz standardowego menu (sery, wędliny, sałatki i płatki śniadaniowe), pojawiały się pieczone warzywa z sezamem – ależ to dla mnie była uczta! W domu raczej sobie nie wyobrażałam tak ciężkich potraw z samego rana, ale na wakacjach? A co mi tam!
Obiady jedliśmy już w mieście. Często wcześniej szukaliśmy restauracji lub bistro, do którego chcieliśmy pójść. Niejednokrotnie zdarzało się, że to co otrzymywaliśmy na talerzu było kompletnym zaskoczeniem. Bo jak zrozumieć, gdy na pierwsze danie zamawiam grzyby w kremowym sosie z jajka (jak to mi opisał kelner) a dostaję klasyczną jajecznicę z grzybami? Ale właśnie w tych niespodziankach był cały urok!
Podczas naszego pobytu w Barcelonie jedliśmy ryby, paelle, owoce morza, dania – niespodzianki (jak wyżej wspomnianą jajecznicę) pieczone warzywa, klasyczne burgery, pizze i jeszcze kilka innych smakołyków. Do tego wypiliśmy sporo kieliszków wina, z sangrią na czele, tak po hiszpańsku.
LA MERCE
Celem naszego wyjazdu był festiwal La Merce, odbywa się on każdego roku w drugiej połowie września. Jest to święto na zakończenie lata, podczas którego Katalończycy organizują parady, koncerty, pokazy tańca, teatry uliczne i spektakle. Jeszcze przed wyjazdem M. ściągnął na telefon aplikację, która była naszym przewodnikiem po całej imprezie. Bo w najróżniejszych częściach miasta zarówno w ciągu dnia, jak i wieczorem były atrakcje, w których chcieliśmy wsiąść udział. I zawsze był dylemat co dzisiaj wybierzemy…
Pierwszego i drugiego dnia, więcej czasu spędziliśmy spacerując po mieście i dopiero wieczorem wybraliśmy się na koncert do dzielnicy Gotyckiej. I choć nie pamiętam kto dokładnie wtedy grał, atmosfera która towarzyszyła koncertowi była wyjątkowa: ciepły wieczór, masa młodych ludzi, śmiech, muzyka w tle, i ten studencki luz, który pamiętam z czasów krakowskich juwenaliów.
Któregoś dnia pojechaliśmy do Parku Ciutadella, w którym odbywały się warsztaty taneczne, a później spektakl tańca. Wszystko to, było w sąsiedztwie food truck’ów, więc pół dnia i cały wieczór mogliśmy karmić nasze wszytskie zmysły.
Około południa ostatniego dnia festiwalu pojechaliśmy na Placa Sant Jaume, by obejrzeć występ Barcelona Falcons, czyli formacji akrobatycznej, która buduje wieże z siebie samych. Ilość „pięter” które budowali były imponujące – na końcu wdrapywał się na szczyt mały krasnoludek w kasku na głowie, by zwieńczyć całość. Muszę powiedzieć że na mnie, te konstrukcj zrobiły ogromne wrażenie.
Festiwal La Merce zakończył spektakularny pokaz sztucznych ogni na Placa d’Espanya, po którym dłuuuuugim spacerem wróciliśmy do naszego hotelu.
***
Wyjazd do Barcelony był wspaniałym urlopem, którego nie planowaliśmy a który się wydarzył. Kiedy po powrocie do domu, przeglądałam swój notes, na jednej z kartek było napisane „wakacje we wrześniu”. Uśmiechnęłam się tylko do siebie i pomyślałam: kto powiedział że słowa napisane nie mają mocy?