O PORZĄDKACH, MINIMALIŹMIE I BEZBOLESNYCH ROZSTANIACH

Nie wiem czy u Was jest podobnie, ale ja zawsze wraz z wiosną czuję przypływ nowej energii – więcej słońca, wyższa temperatura i dłuższy dzień, wyzwala nowe pokłady mocy. Wróciłam do moich wczesnych poranków, z których w sezonie zimowym zupełnie zrezygnowałam. Nie nastawiając budzika, wstaję wcześnie rano, piję wodę z miodem i cytryną, włączam radio i zaczynam swój dzień.
Wiosna to też świetny moment do tego, by zająć się domem. Mówi się, że kobietom w ciąży włącza się syndrom wicia gniazda. Być może, choć u mnie ta potrzeba ogarniania domu włącza się o tej porze roku. W ciągu ostatnich miesięcy przybyło trochę rzeczy, a jednocześnie te niepotrzebne nie zostały uporządkowane, oddane albo wyrzucone.
Jakiś czas temu Ania Niebałaganka ruszyła z wyzwaniem #Oczyszczam Przestrzeń. Mówiąc w dużym uproszczeniu, opublikowała listę 50 zadań, które warto w domu zrobić, by doprowadzić swoje 4 kąty do ładu. Lista obejmowała najróżniejsze obszary: począwszy od garderoby, poprzez kuchnię, pokój dzienny i pokoje dzieci, na komputerze i telefonie kończąc.
Zainspirowana wyzwaniem, podjęłam sama działania. Wybrałam te miejsca w naszym domu, które wymagały uwagi, a jednocześnie uporządkowanie ich przyniosło najwięcej dla nas korzyści. I tak w swoim niezbyt szybkim tempie, wzięłam się za wiosenne porządki.
GARDEROBA
Przyznam się: temat ubrań przez dłuższy czas omijałam szerokim łukiem, bo właśnie tutaj było najwięcej do zrobienia. Przede wszystkim doskonale wiedziałam czego już nie noszę, bo od jakiś 2 sezonów składałam rzeczy „do oddania” do osobnego pudła. Jednak moje przywiązanie do jego zawartości, nie pozwalało mi nic dalej z tym robić. W efekcie zabierały mi miejsce, będąc kompletnie bezużyteczne. Z tym pudłem postanowiłam rozprawić się od razu!
Następnie przeglądnęłam zawartość garderoby – ponieważ moja obecna sylwetka znacząco różni się od standardowej, podarowałam sobie etap mierzenia ubrań. Za to ze 100% szczerością wobec samej siebie, biorąc każdą kolejną rzecz do ręki, odpowiadałam sobie na jedno pytanie: czy w tym lubię siebie? I tak krok po kroku zaczęłam segregować ubrania:
#1. Pozbyłam się około 15% rzeczy. Część z nich trafiły na konto sprzedażowe @z_domu, pozostałe wskoczyły do pudła do oddania, lub do wyrzucenia.
#2. Wymieniłam garderobę z zimowej na letnią: grube swetry wjechały do szuflady – dokładnie w miejsce w którym zimowały sukienki, koszulki polo, oraz cienkie spodnie. Dzięki sezonowej wymianie ubrań, mam w zasięgu wzroku tylko to, co aktualnie mogę na siebie założyć.
#3. Dokładnie przeglądnęłam szufladę z bielizną: wyrzuciłam stare koszulki i niektóre piżamy, sprawdziłam czy wszystkie skarpetki mają parę, zrobiłam przegląd w rajstopach, kostiumach kąpielowych oraz bieliźnie osobistej. Upewniłam się, że to co zostawiam na pewno jest ulubione.
#4. Przejrzałam półkę z butami i sprawdziłam czy wszystkie nadal nadają się do noszenia. Od kilku lat kupuję buty tylko dobrej jakości, o które bardzo dbam, bo chcę by służyły mi kilka sezonów. Raz na zawsze zerwałam z kupowaniem byle jakich modeli za kilkadziesiąt złotych, tylko dlatego, że są ładne w dniu zakupu.

Uporządkowanie garderoby zajęło mi około 3 godziny. Nie trwało to cały dzień, bo z jednej strony dokładnie wiedziałam z czym powinnam się rozstać, z drugiej od mniej więcej dwóch lat zakupy robię bardzo świadomie, w myśl jakość a nie ilość.
Lubię kiedy w mojej garderobie są dobrej jakości rzeczy, i pomimo upływu czasu nadal świetnie wyglądają (dlatego buty i torebki kupuję skórzane). Mogę śmiało powiedzieć, że to co w niej zostało jest w 100% ulubione! I choć obecnie mój codzienny strój sprowadza się do sukienki dzianinowej lub spodni dresowych, już nie mogę się doczekać aż znowu będę mogła wskoczyć w szorty i ulubione jeansy.
Porządki w ubraniach uwolniły dodatkowe miejsce w komodzie w sypialni. Tym samym zrobiłam miejsce na wyprawkę dla dziecka, którą zajmę się z początkiem maja.
Więcej o projekcie garderoby przeczytasz TUTAJ
POKÓJ LILI
Tutaj, podobnie jak w naszej sypialni, na pierwszy ogień poszła zawartość szafy. Lili jak każde dziecko szybko rośnie, i potrzeba czasem tylko kilku miesięcy by ubranka były za małe. Od dłuższego czasu, staram się utrzymywać stałą ilość ubrań w szafie naszej córki: z jednej strony łatwiej jest panować nad porządkiem, z drugiej powstrzymuję się od nieprzemyślanych zakupów. Dokładnie wiem co będzie jej potrzebne w najbliższym czasie, i właśnie pod tym kątem robię zakupy.
Porządkując garderobę Lilii, przeglądnęłam całość pod kątem rozmiarów – kilka par spodni było już zbyt krótkich, podobnie jak bawełniane koszulki. Do pudełka na najniższej półce trafiły zimowe rzeczy: spodnie narciarskie, rękawiczki, szalik i czapki. Przeglądnęłam również koszyki z bielizną, pozbyłam się tego co było już za małe lub zniszczone.
W szafie panny L. mimo małej ilości miejsca jest teraz przestrzeń, a na widoku pozostały rzeczy które aktualnie nadają się do noszenia. I o to właśnie chodzi!

Drugą kategorią w porządkowaniu przestrzeni były zabawki. Jakiś czas temu opowiadałam w tym wpisie, że z pokoju Lili usunęliśmy prawie wszystkie zabawki i przenieśli do drugiego pokoju. Wtedy miało to ogromne znaczenie przy zasypianiu – Mała nie rozpraszała się przy wieczornym czytaniu i układanie do snu, szło bardzo sprawnie.
Dzisiaj nie jest to już konieczne, jednak lubimy to rozwiązanie, w którym zabawki mieszkają w osobnym pokoju (będzie tak do momentu kiedy drugi Maluszek nie będzie potrzebował swojego pokoju, później zastanowimy się co dalej).
Gruntowny przegląd zabawek zrobiliśmy podczas ferii zimowych, wtedy zrobiliśmy porządną selekcję i odłożyliśmy te, z których Lili już wyrosła a przydadzą się dla Maluszka (drewniane klocki, miękkie przytulanki itp). I choć niewielu się pozbyliśmy, całość została pogrupowana. Doskonale wiemy czym Lili się bawi i co lubi najbardziej. Pozostałe zostały spakowane do komody oraz oraz pudełek, czekając na swoją kolej.
Więcej o pokoju Lili przeczytasz TUTAJ
KUCHNIA
Na liście #ogarniamprzestrzeń były wskazane bardzo konkretne obszary, którymi należy się zająć. Wśród nich był punkt odchudź kolekcję kubków.
Nie mamy zwyczaju przywożenia kubków z każdej podróży, ale od czasu do czasu lubię kupić nowy kubek ze Starbucks’a. I choć nie lubię starbucks’owej kawy, uwielbiam ich ceramikę!
Wracając do kolekcji, przejrzałam wszystkie kubki jakie mamy w szafce nad blatem, odłożyłam te nieulubione, i któregoś dnia wywiozłam do letniego domku moich rodziców. U nas zrobił się lekki oddech na półce, a w domku letnim są nowe ekscytujące wzory z których można pić:)

Sprzątając kuchnię przejrzałam każdą szufladę: ze sztućcami, z herbatą i kawą, produktami suchymi, garnkami a także przyprawami. Większość wymagała tylko przetarcia wnętrza wilgotną ściereczką i ułożenia rzeczy na nowo. Dłużej zatrzymałam się przy szufladzie z przyprawami, bo tutaj panował lekki chaos.
Większość przypraw przechowuję w oryginalnych papierowych torebkach, które są ułożone w plastikowych pudełkach z Ikea. Tylko te najczęściej używane (cynamon, bazylia, tymianek, pieprz itp) przesypuję do słoiczków. Przeglądając zawartość pudełek i torebek zwróciłam uwagę, że przyprawy do ciast i deserów były pomieszane z przyprawami do wytrawnych dań. Na początek podzieliłam na dwie kategorie: słodkie i wytrawne, a dalej poprzesypywałam do jednego pojemnika lub torebki, jeśli kilkakrotnie były otwarte.
W tej szufladzie znalazłam również zapomniane tajskie przyprawy, które kiedyś dostałam w prezencie. I choć nie jestem jakoś wkręcona w azjatycką kuchnię, postanowiłam poszukać prostych przepisów (mam nadzieję że takie są), by wykorzystać je, a przede wszystkim poznać ich smak.
Więcej o mojej kuchni przeczytasz TUTAJ
SPIŻARNIA I POMIESZCZENIE GOSPODARCZE
Kolejnym krokiem było opanowanie dwóch niewielkich pomieszczeń w domu, w których bałagan zawsze robi się sam: czyli spiżarnia i pomieszczenie gospodarcze.
W tym pierwszym trzymamy wszystko to, co chcemy by było pod ręką ale jednocześnie niekoniecznie na widoku. I tak w spiżarni (zgodnie z przeznaczeniem) trzymamy zapasy żywności (szczególnie produkty suche, które kupujemy w większych ilościach), pomidory w puszce i przeciery, oraz słoiczki z dżemami i sokami od mojej Mamy. Tutaj również mam różne naczynia i akcesoria kuchenne, których używamy zaledwie kilka razy do roku: termos, lodówkę turystyczną lub jednorazowe talerzyki i sztućce.
Spiżarnia to też miejsce w którym odkładamy rzeczy do oddania. I niezależnie od tego, czy jest to pudełko na żywność (które powinno wrócić do Mamy), pożyczona książka, czy jakiś nietrafiony zakup – wszystko ląduje na jednej półce. Tym samym, to co nie jest nasze, szybko wraca do właściciela.
Od kilku miesięcy w spiżarni stoi bezprzewodowy odkurzacz, tak by w razie potrzeby był pod ręką. Z kolei na drzwiach przyklejone są haczyki: na jednym wisi fartuch kuchenny, drugi jest zarezerwowany dla Lili na jej plecak kiedy wraca z przedszkola.

W pomieszczeniu gospodarczym w którym jest piec grzewczy, kilka urządzeń sterujących domowymi instalacjami, pralka oraz środki czystości, staramy się trzymać tylko to, co rzeczywiście jest niezbędne (narzędzia i akcesoria ogrodowe są w domku narzędziowym na zewnątrz). Jednak to tutaj najczęściej odkładamy różne rzeczy, z którymi nie do końca wiemy co zrobić, tym samym bardzo szybko robi się bałagan.
Ostatnio zrobiłam przegląd półek: pozbyłam się starych puszek z farbą (które i tak już się nie nadawały do użytku), sprawdziłam stan chemii domowej i akcesoriów do sprzątania zostawiłam tylko to, co rzeczywiście używamy (okazało się że cały czas mieliśmy worki do odkurzacza który wyrzuciliśmy 3 lata temu).
W STRONĘ MINIMALIZMU
Regularne porządki w naszym domu, pomagają nam kontrolować ilość rzeczy którą posiadamy. Staramy się raczej eliminować te zbędne, niż nabywać kolejną komodę, by mieć gdzie je przechowywać. Od dłuższego czasu rozsądnej robimy zakupy tak, by to co przynosimy do domu rzeczywiście było potrzebne. Ja nauczyłam się bezboleśnie rozstawać ze wszystkim, co nam nie służy.
I choć w ciągu najbliższych tygodni pojawi się na świecie nasz Maluszek, i przybędzie trochę nowych rzeczy, już wiem co dokładnie potrzebuję. Nie chcę popadać z szaleństwo zakupowe przyszłej mamy, która nabywa mnóstwo niekoniecznie potrzebnych akcesoriów, tylko po to by dziecku nic nie brakowało. W tym temacie, bliżej mi do minimalizmu niż nadmiaru, wiec skupię się na podstawowym wyposażeniu, a w miarę upływu czasu i pojawieniu się konkretnej potrzeby, uzupełnię wyprawkę.
I chętnie o tym opowiem.